Hej, dzisiaj będzie oczywiście o czymś innym niż miało być :) Ale spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. Dzisiaj mam ochotę napisać wpis z serii co u mnie słychać. Ostatnio ktoś zadał mi pytanie w panelu na stronie głównej: "Jak tutaj się komentuje? Bo wyskakuje mi tylko pasek do pytań :/" Komentarze są tylko pod wpisami na blogu w zakładce Blog i Makeup. Na stronie głównej nie ma komentarzy. Klikasz na jakiś wpis, który chcesz skomentować i na dole masz taki formularz zatytułowany zielonym "Odpowiedz" (nie mogę zmienić tego na nic innego). Wpisujesz tam wszystko co trzeba, klikasz "prześlij" i gotowe :) Co do pracy to dalej pracuję w H&M na zlecenie. Ostatnio często tam jestem (i bardzo dobrze). Roboty jest dużo, ale lubię tę pracę. Do moich obowiązków należy ogarnianie rzeczy na przymierzalni, sortowanie na poszczególne działy, roznoszenie, porządki na działach i czasem na kasach. Jedyne czego nie robię to nie obsługuję ludzi na kasie, bo kasy ma tylko umowa o pracę. Wiecie co mnie najbardziej wkurza? Syf jaki niektórzy ludzie po sobie zostawiają. Nie mówię o takich rzeczach, że ktoś coś odwiesza, bo nie wie gdzie co wisi albo nie wie jak zawiesić bieliznę na wieszaku. Bo po to w końcu na tej przymierzalni są te sztangi. Ale kurczę... ludziom się nawet nie chce zabrać tych ciuchów z tej przymierzalni i powiesić parę metrów dalej na sztandze tylko wychodzą jak ze stodoły albo ze swojego pokoju (bo pewnie u siebie w domu też nie sprzątają). Wiele osób nawet ma problem, żeby przewrócić ubranie na prawą stronę. Aż dziwne, że w ogóle mają siłę i czas na przymierzanie. Nie ma jakiejś konkretnej grupy osób, która zostawia syf, bo to są osoby każdej płci i w każdym wieku. Chociaż powiedziałabym, że częściej takie rzeczy robią jednak kobiety. Jak następnym razem będziecie coś mierzyć to przede wszystkim nie zostawiajcie rzeczy na lewej stronie i zapnijcie chociaż kurde ten jeden guzik przy koszuli, bo to naprawdę ułatwia pracę :) Nie mam więcej powodów do narzekania w pracy :) Ludzie z którymi pracuję są świetni, bardzo mili, pomocni, pozytywnie nastawieni i bardzo ich lubię. No może jest jeden wyjątek - taki ochroniarz, starszy pan, który czasem za mną chodzi i opowiada "żarciki" - niestety nieśmieszne albo gada jakieś głupoty, np. że brałam udział w napadzie na galerię i mam mu oddać 15%, bo jak będzie mnie ścigać FBI to on wtedy nic nie powie... Niektóre jego stwierdzenia (takie jak np. to o napadzie) są dla mnie przykre, bo kompletnie nie mam dystansu do takich niby "żartów", które się opierają na tym, że ja coś źle zrobiłam (mimo, że tak nie było). I nie chodzi tylko o takie rzeczy, które od razu wiadomo, że są wymyślone jak ten napad na galerię. No ale nieważne. Już dużo bardziej "wdrożyłam się" w tą pracę i nie muszę się tak o wszystko pytać jak na początku. Ale jeszcze też wszystkiego nie wiem :) Kiedyś się zastanawiałam czy osoby pracujące w sklepie zapamiętują klientów np. jak ktoś często przychodzi. Jeszcze nie jestem tam na tyle długo, żeby znać odpowiedź, ale jak do tej pory to nie pamiętam ani jednej osoby, która tam przyszła. Mam za dużo roboty, żeby patrzeć na ludzi, no i też ludzi jest zawsze pełno. Nie wiedziałam też, że w H&M są czasem nocki. Ale tylko czasem. Na początku grudnia byłam 2 razy na nockach, bo robiliśmy przeceny. Przecenionych rzeczy było tak dużo, że spędziliśmy razem 18 godzin na skanowaniu wszystkich rzeczy, przekreślaniu cen na metkach, pisaniu nowych, przyczepianiu hantagów (hantagi to te czerwone karteczki z ceną) i przebudowie działów. Dzięki pracy już lepiej czuję się psychicznie. Wydaje mi się, że to dlatego, że nie mam czasu myśleć. I tak nie jest dobrze, ale przynajmniej lepiej niż wcześniej. Wiem, że to wszystko i tak wróci prędzej czy później... Pójdę do psychologa tylko nie wiem kiedy, bo musiałabym albo uzbierać kupę kasy przynajmniej na część terapii z góry w razie czego albo pójść do rodzinnego po skierowanie, a opowiadanie mojej lekarce o tym dlaczego je potrzebuję jest barierą, która jest dla mnie mega trudna do przekroczenia. Powiem wam, że to wszystko mnie zabija od środka od paru lat (dokładnie to od pierwszej liceum). Ostatnio zdałam sobie sprawę, że nawet już dużo mniej się uśmiecham, chociaż jeszcze parę miesięcy temu nie miałam z tym problemu. Wszystko też zależy u mnie od dnia. Jednego dnia jest świetnie, a następnego może być już źle. Nie jestem w stanie tego przewidzieć. Ostatnio miałam kilka dobrych dni i czułam się świetnie. Ostatnio najgorzej było na nockach (to był drugi i trzeci raz kiedy byłam w pracy w H&M w Focusie). Dziewczyny się śmiały, nawet płakały ze śmiechu, krzyczały, rozmawiały, a ja... czułam się tak przygnębiona i pusta w środku, że nawet nie potrafiłam się śmiać. W sumie to ostatnio potrafiłam się tak śmiać jak one w gimnazjum. Jak mam taki naprawdę zły dzień jak wtedy na nockach (mówię o silnym poczuciu pustki, bezsilności, przygnębieniu itd.) to nic nie ma takiej mocy, żeby to zmienić na lepsze... Miałam taki plan, żeby pojechać przed świętami do Wrocławia na zakupy, jarmark bożonarodzeniowy i ogólnie np. porobić zdjęcia. Ale nie wyszło. Jedyny dzień w jaki mogłam to był poniedziałek, ale nie wstałam na pociąg. Poza tym pociąg powrotny jedzie 3 godziny... Nie wiem dlaczego akurat tak długo, bo jeszcze nie tak dawno jechał 2,5h. Myślałam, że pojadę kilka dni później, ale okazało się, że jednak szłam do pracy aż do piątku, więc się nie udało. Po świętach chyba się wybiorę :) W poniedziałek przynajmniej kupiłam wszystkie prezenty i już mam wszystko gotowe. Dla kuzynki mam ciekawy (wg mnie xd) prezent. Zamówiłam jej zestaw do zrobienia samemu różanych kul do kąpieli ze strony E-NATURALNE. Wszystkie składniki w zestawie są odmierzone. Można z tego zrobić 4 duże kule lub 7 małych. Tylko z tego co widziałam przez opakowanie to nie ma tam żadnej instrukcji jak je zrobić... Dlatego wydrukuję kuzynce opis ze strony i dołączę do prezentu. Na wigilię jedziemy do babci jak co roku. Cieszę się. Będzie dużo osób jak zawsze. Zapewne głównym tematem w tym roku będzie złamana ręka mojej mamy :) Ale nie będę wam o tym dużo pisać. Mama jest nauczycielką w 1-3. Jeden uczeń z jej klasy podhaczył ją na WF-ie, upadła i złamała, na szczęście lewą. Jutro jest sobota (w sumie to już teraz). Muszę jutro wyprać ciuchy, wystawić parę rzeczy na Vinted, zainstaluję sobie też na komputerze w końcu programy, które są mi potrzebne do czegoś co niedługo (może) zobaczycie, pójdę z mamą podlać kwiatki sąsiadom, pewnie też do sklepu. Jutro czeka mnie dużo rzeczy do zrobienia, więc pójdę już zaraz spać. Na dzisiaj to wszystko. Zapraszam do komentowania i czytania innych wpisów :)
Wesołych świąt kochani! Do zobaczenia!
0 Comments
Leave a Reply. |