W dzisiejszym wpisie opowiem wam krótko o pudrze z Essence. Jest to jeden z pierwszych pudrów jakie sobie kupiłam, gdy zaczynałam się malować. Teraz już go praktycznie nie używam, ale kiedyś nakładałam go codziennie na podkład albo nawet na sam krem do twarzy. Z tyłu jest napisane, że jest to ekstremalnie gładki puder, który sprawia, że wykończenie makijażu jest matowe i bez żadnej skazy. Jest odpowiedni do każdego typu cery. Jest testowany dermatologicznie. Wyprodukowany w Polsce. W środku mamy półokrągłą gąbeczkę, ale wam jej nie pokażę, bo już jest żółta i nie wygląda ciekawie. Zalety:
Teraz już nie używam takich pudrów "kolorowych" w kompakcie, dlatego że po jakimś czasie po prostu zaczynają się na mnie odznaczać i ścierać (szczególnie na nosie i w okolicach) i po prostu źle to wygląda. Przestawiłam sie na pudry półtransparentne (np. Fixing Powder z Wibo) i ryżowe (np. z Ecocery), które o wiele dłużej się trzymają i prawie ich nie widać później na skórze.
Tym czasem jeszcze sobie zmatowię skórę, gdy np. przychodzę do domu, wszystko mi się świeci, a ja nie mogę jeszcze zmyć makijażu całkiem. Rzadko to robię, ale jednak się zdarza. Jeśli chodzi o inne pudry tego typu to miałam tylko Rimmel Stay Matte oraz Catrice All Matt Plus. O ile Rimmel polecam, bo się na nim nie zawiodłam o tyle Catrice to była dla mnie porażka... Nawet nie zużyłam go do końca, bo po prostu nie dałam rady. To co było nie do przyjęcie w tym pudrze to to, że on był tak twardy, że dosłownie nie dało się go nałożyć. Nie wiem, może miałam jakiś wadiwy egzemplarz... Na początku było w miarę spoko, ale z każdym użyciem coraz trudniej było go nabrać. To tyle na dzisiaj. Napiszcie w komentarzach (o ile ktoś to wgl czyta) jaki jest wasz ulubiony puder, jakich kosmetyków używacie albo cokolwiek co przychodzi wam do głowy czytając mój wpis. Można też zadawać pytania na stronie głównej. Do zobaczenia!
0 Comments
Leave a Reply. |